Minął już rok, właściwie to znacznie dłużej. Jest już inaczej. Może nawet trochę łatwiej. Tylko wiesz, wczoraj, gdy kładliśmy się spać, wzięłam Zojkę – Twoją kocią siostrę i powiedziałam do niej: „Choć spać z nami. W czwórkę raźniej”. W czwórkę, czyli ze mną, z Twoim tatą i Frankiem – Twoim braciszkiem, którego mam w brzuchu.  I wtedy zatrzymały mnie myśli, wspomnienia, zakłuło w sercu. Zrozumiałam, że tak naprawdę powinna być nas piątka. 

Chcę byś wiedział, że pamiętamy o Tobie!

Był styczeń. Rano praca, wieczorem próby. Przemęczenie zwalam na napięty tryb dnia. Zaczynają boleć mnie piersi i jajniki. Trochę jakby na okres, ale dłużej niż zwykle. Przez myśl przechodzi mi, że mogę być w ciąży. 

W drodze do domu kupuję test. Robię wieczorem. Pierwszy raz przy Twoim tacie. Jakieś przeczucie. Dwie kreski. Siedzę na podłodze i patrzę. Co teraz? Wtedy jeszcze wydaje mi się, że przecież ja nawet nie nadaję się na matkę.

Umawiam wizytę na następny dzień. Lekarz mówi, że za szybko, że jeszcze nic nie będzie widać, że USG za dwa tygodnie. Przychodzę więc po tym czasie i słyszę: „To teraz zobaczymy dzidziusia”. Dzidziusia? To jest tak abstrakcyjne. Patrzę na ekran. Jesteś już w środku. Mała kropka. Nie wiem, co czuję i nie wiem, co powinnam czuć. To takie dziwne. 

Mija czas, a do nas powoli dochodzi, że jesteś; że jeszcze trochę i się spotkamy. Niedługo będzie nas więcej. Wyobrażamy sobie, jak będziesz wyglądać i jak będzie wyglądać nasz świat, gdy się urodzisz. Wyobrażamy sobie, jak za dwa, trzy lata wskazujesz rankiem do naszego łóżka. Albo jak chodzimy z Tobą na pobliski plac zabaw. Cieszymy się, że jesteś. Robimy na szybko remont, żeby było dla Ciebie miejsce. Mamy już wybrany wózek i łóżeczko. Imię też już wybraliśmy. W pracy już wiedzą. I choć nadal czasem się boję, to teraz już mniej. 

Kolejne badania – widać już wyraźnie Twoją twarz, nóżki i dłonie. Czuję, jak ruszasz się w moim brzuchu. Masz na to swoje ulubione pory: zawsze przy śniadaniu, w pracy, wieczorem zanim zasnę. Któregoś dnia przed snem Twój tata kładzie mi dłoń na brzuchu. Pierwszy raz czuje Cię tak wyraźnie. Pierwszy i ostatni…

Pamiętam ten wieczór dokładnie

Dzień Matki. Jeszcze nie wiem, że w przyszłości będzie to dla mnie tak trudny czas. Jest już późno, leżę w łóżku. Cisza. Twój tata śpi. Jest jakoś inaczej.

Zawsze, gdy kładłam się zaczynałeś kopać, ale teraz jest cicho. Budzę Twojego tatę i proszę: „Przyłóż mi dłoń do brzucha”. Przykłada – nic. Idę do kuchni i zjadam ciasto – nic. Piję sok – nic. Dotykam, dotykam, i cały czas dotykam. Ciągle nic. 

Dzwonię do szpitala. Pani położna mówi, że jest trzecia w nocy i że pewnie śpisz. Sugeruje, bym zadzwoniła jutro do swojego lekarza. 

Tak robię, i z samego rana się z nim kontaktuję. Myślę, że pewnie przesadzam, jednak wolę wyjść na panikarę, ale wiedzieć, że wszystko jest z Tobą w porządku. Przyjmuje mnie tego samego dnia. Gdy wchodzę do gabinetu jeszcze żartujemy. Mówi, że to normalne na tym etapie ciąży, że czasem możesz być mniej ruchliwy. Później przykłada mi głowicę do brzucha.

Zapada cisza. Nic nie mówi. Długo wpatruje się w ekran. Coś jest nie tak. Nie ruszasz się, ale żyjesz, bo Twoje serce bije. Lekarz mocno przyciska głowicę. Jeden, drugi, kolejne razy, a Ty nie reagujesz, nie kopiesz.

Widzę, jak Twoje ciało bezwładnie porusza się w moim brzuchu. Odwracam wzrok. Czuję, jak łzy zaczynają mi napływać do oczu. „Czyli z tego już nic nie będzie, prawda?” – w końcu zadaję pytanie. 

Lekarz mówi, że Twój mózg nie działa. To krwiak, nie ma już szans. Mogę tylko czekać, aż przestanie bić Twoje serce. Umarłeś dla mnie już wtedy, w tym gabinecie. Choć Twoje serce jeszcze biło, to wiedziałam, że muszę się już z Tobą pożegnać, że nie będzie nam dane żyć razem. Nie pokażę Ci świata i nie usłyszę pierwszego „Mama” z Twoich ust. Wiedziałam, że teraz muszę zadzwonić do Twojego taty i powiedzieć mu, że to już koniec.

Czas się zatrzymał

Pamiętam, jak szybko wychodzę z przychodni. Dzwonię jeszcze na ulicy, w drodze do samochodu. Wybucham płaczem, gdy mówię: „Paweł, z tego już nic nie będzie”. Czuję, że właśnie niszczę jego marzenie. Marzenie o synu, na którego tak bardzo się cieszył. Tak bardzo mi przykro.

Siedzę w szpitalnej poczekalni i czekam na przyjęcie. Łzy płyną mi po policzkach. Twój tata siedzi obok, trzyma mnie za rękę. Naprzeciwko nas wisi plakat ze szkoły rodzenia. Dzwoniłam tam jeszcze dwa tygodnie temu. Mieliśmy chodzić razem, ale nie zdążyliśmy.

Przyjmują mnie. Słuchają Twojego serduszka. Gdy kładą na sali, jeszcze je słychać. Mamy czekać. Mówią, że przyjdą jeszcze raz, wieczorem. 

Gdy budzę się, stoi nade mną położna. Mówi, że musi znowu posłuchać Twojego serca. Podwijam koszulkę. Przykłada urządzenie –  bardzo długo w różne miejsca. Woła koleżankę, ta też próbuje. Nic nie słychać. Leżę spokojnie, jak otępiała. Wiem, że to już nie ma sensu. Wiem, że już nie żyjesz, że teraz już na prawdę.

Idę na USG. Lekarka prosi bym się położyła. Już nie uciska głowicą, jak lekarz w przychodni. Już nie musi. Podaje mi papier, żebym się wytarła. Wstaje i siada przy biurku obok. Nic nie mówi. „I co?” – pytam. „Brak akcji serca”. – odpowiada. „Czyli nie żyje?” – dopytuję. Słyszę: „Tak, nie żyje”.

Otrzymuję kilka ulotek, wskazujących co dalej, i propozycję skorzystania ze szpitalnego psychologa. Nie płaczę. Pękam dopiero, gdy wchodzę do swojej sali. Tam płaczę już jak dziecko. Później dostaję tabletki na sen i zasypiam. 

Rano tabletka na wywołanie porodu. Nie wiadomo, kiedy Cię urodzę. Może dzisiaj, może jutro. Trochę boli mnie brzuch, jak przy okresie. Śpię i płaczę na przemian. W międzyczasie dzwonię do zakładu pogrzebowego. Pytam, co i jak. Rozmawiam też z Twoim tatą. On też albo płacze, albo śpi, albo wymiotuje. Czuję, że go zawiodłam.

Wieczorem dostaję kolejną tabletkę. Znów boli. Płaczemy sobie do słuchawki. Ja,  bo to tak boli i ten ból jest bez sensu, bo Ty i tak już nie żyjesz. Płaczę, bo tak bardzo chciałam, żebyś żył, żebyś był tu z nami. Bo czuję, że zawiodłam. Bo tak bardzo Cię kocham. Bo to, co było już tak blisko, zniknęło tak szybko. Twój tata cierpi, bo stracił syna, o którym tak marzył i bo słyszy, jak ja cierpię. 

Udaje mi się jeszcze zasnąć. Gdy się budzę ból jest nie do zniesienia. Jest po 3:00, gdy zaczynam rodzić. Położna każe mi przeć, a ja nawet nie byłam na tej szkole rodzenia, którą reklamują piętro niżej. Gdy w końcu przychodzisz na świat jest cicho. Tak przeraźliwie cicho. Nie płaczesz, bo nie żyjesz. Nie tak miało być. 

Łzy spływają mi na poduszkę

Na drugi dzień się żegnamy. Jesteśmy razem, w trójkę. Nasza mała rodzina ostatni raz razem. Wtedy tak naprawdę czuję, że jestem Twoją mamą, a Paweł tatą. Nigdy nie zapomnę Twojego malutkiego noska, Twoich małych uszu, Twojego zapachu. Nigdy nie przestanę żałować, że nie zrobiłam Ci wtedy zdjęcia. 

Kolejne dni wolałabym przespać. Najgorzej jest się budzić. W urodziny Twojego taty wybieramy Ci trumnę. Mieliśmy świętować, a wybieramy trumnę dla własnego dziecka. Pamiętam, jak siedzę na podłodze w zakładzie pogrzebowym i ryczę, że to nie tak powinno wyglądać. Kupuję Ci białą flanelową pieluszkę do trumny, żeby mogli Cię nią owinąć, bo nie ma takich malutkich becików.

Chciałam pożegnać się z Tobą na własnych zasadach. Chciałam mieć chociaż na to wpływ.

Gdy chowamy Cię, jesteśmy sami. Ksiądz, panowie z zakładu pogrzebowego i my. Niewiele pamiętam. Mam czarną plamę przed oczami. Pamiętam tylko to, jak usilnie próbuję głęboko oddychać.

Mija czas

Chodzę do pracy. Uczę się żyć bez Ciebie. Przy ludziach się jakoś trzymam. Płaczę, gdy wsiadam do samochodu. Gdy zamykam drzwi i jestem sama. Kupuję Ci ładny znicz i myję pomnik. Tylko tyle mogę dla Ciebie zrobić.

Przychodzi wrzesień. Ten dzień, gdy miałeś się pojawić. Brzuch już nie urósł. W głowie mam przecież myśl, że śmierć to najlepsze, co mogłam Ci dać. To racjonalne. Śmierć jest lepsza, niż życie, które życiem nigdy by nie było. Ale to wcale nie oznacza, że jest mi dzięki temu łatwo. Tak po ludzku jest mi przykro, że Cię nie przytulę. Że nie ma tu łóżeczka. Że jestem sama. Tak bardzo Cię Kocham, Synku. 

Pamiętam wigilię. Jak siedzimy przy stole, a ja wcale nie chcę tu być. Chcę być przy Tobie. Gdy wieczorem stoimy nad Twoim grobem jestem już spokojna. Choć tak mi przykro. 

Synku,

Lubię mój tatuaż z pierwszą literką Twojego imienia. I to, że teraz już uśmiecham się, gdy na niego patrzę. Lubię ten rytuał, gdy rozmawiam z Tobą w samochodzie. Gdy mówię Ci o tym, co u nas, co się dzieje, co będziemy robić. Czuję, że tak jest lepiej, czuję że mam Cię w jakiś sposób. 

Twoja Mama