Współcześnie w mediach promowany jest obraz uśmiechniętej, zorganizowanej i bardzo szczęśliwej świeżo upieczonej mamy. Jednak wiele kobiet po porodzie przeżywa również trudne emocje – czują się smutne, obawiają się, czy podołają nowej roli. Statystyki wskazują, że aż 10–20% kobiet po porodzie cierpi na depresję poporodową. Niestety nie każda zwraca się o pomoc do specjalisty.

O tym, jak ważne jest zwiększenie świadomości na temat depresji i jaki wpływ wywiera ona na funkcjonowanie całej rodziny, rozmawiamy z Martą Delesiewicz-Rzewuską, prawnikiem w Fundacji Ernesta i jej mężem Kubą Rzewuskim, którzy po narodzinach córeczki zmierzyli się z depresją poporodową.

Depresja poporodowa to jedna z najbardziej niemych „twarzy depresji”. Czy też macie podobne odczucie? Co o niej wiedzieliście wcześniej?

Marta: Zgadza się. Wcześniej oczywiście słyszałam tylko, że istnieje coś takiego jak depresja poporodowa, ale nie znaliśmy nikogo, kto by jej doświadczył. Powiedzmy sobie wprost, że nie jest to temat poruszany wśród znajomych, w rodzinie czy w mediach społecznościowych. Zresztą nawet we „wszechwiedzącym” Internecie brakuje szczegółowych informacji o tym, jak rozpoznać depresję poporodową i jak sobie z nią radzić.

Oboje bardzo czekaliśmy na naszą córeczkę. Cała ciąża przebiegała bez problemów, nawet przez myśl nam nie przeszło, że może nas dotknąć depresja poporodowa. Przecież tak bardzo pragnęliśmy dziecka. Kiedy dowiedziałam się, że to depresja, nie mogłam w to uwierzyć. Zastanawiałam się, czemu właśnie nas to spotkało.

Teraz, gdy emocje już opadły i wspólnie poradziliśmy sobie z tym problemem, wiemy, jak ważne jest, by o tym mówić, by nie wstydzić się tej choroby.

Właśnie dlatego postanowiliśmy opowiedzieć naszą historię, aby inne pary wiedziały coś więcej o depresji poporodowej niż my w tamtym momencie, aby się tego nie wstydziły. Zależy nam też, by zaznaczyć, jak ważne przy depresji jest wsparcie bliskich osób oraz szybkie rozpoznanie i podjęcie leczenia.

Nie przegapić właściwego momentu czy z dzisiejszej perspektywy to właśnie ten aspekt wydaje Wam się kluczowy?

Marta: Dokładnie tak. Im wcześniej depresja poporodowa zostanie zdiagnozowana, tym wyjście z niej może być łatwiejsze. U nas depresja dawała pierwsze symptomy już następnego dnia po porodzie. Zmęczenie, brak snu, lęk o dziecko. Pobyt w szpitalu z maluchem bez możliwości odwiedzin nie ułatwiał tej sytuacji. Z powodu ograniczeń nie mogłam liczyć na obecność Kuby w szpitalu i na jego pomoc przy małej.

Ale jestem mu bardzo wdzięczna, że był przy mnie w domu i wraz z rodzicami zauważył, że coś się dzieje. Mogliśmy też liczyć na natychmiastową pomoc z Fundacji Medycyny Prenatalnej im. Ernesta Wójcickiego.

Kuba: Nigdy wcześniej nie słyszałem o depresji poporodowej, dopóki nas to osobiście nie spotkało, więc chyba rzeczywiście jest to pewnego rodzaju temat tabu.

Dodatkowo moment wychwycenia depresji nie jest taki łatwy, jakby się mogło wydawać, gdyż trzeba mieć szeroką perspektywę i myśleć wielopłaszczyznowo.

Ale oczywiście im szybciej się ją diagnozuje, tym lepiej, bo nie denerwujemy się na drugą osobę – rozumiemy, że jest chora. Sami też uzyskujemy świadomość i poniekąd wiemy, na czym stoimy. Istnieje również duża szansa, że im szybciej zacznie się leczenie, tym szybciej się je zakończy.

Sam, kiedy zrozumiałem, z jak trudną sytuacją mamy do czynienia, bardzo szybko zwróciłem się o pomoc do Fundacji. Tam otrzymaliśmy wsparcie, możliwość konsultacji z psychologiem i psychiatrą.

Czy potraficie cofnąć się w czasie i gdzieś umiejscowić pierwsze sygnały wskazujące na to, że coś się dzieje? Kiedy zareagowaliście?

Marta: Tak, bo przepracowaliśmy to wspólnie z lekarzem psychiatrą. Pierwsze objawy depresji poporodowej miały miejsce już w szpitalu, w drugiej dobie po porodzie. Moje pierwsze dziecko, lęk przed zajmowaniem się takim maluchem, brak doświadczenia w tym zakresie, zmęczenie, problemy z karmieniem – to wszystko spowodowało kryzys. Zamiast cieszyć się z narodzin córeczki, zastanawiałam się, co robię nie tak, że ta płacze, że nie jestem w stanie jej uspokoić.

Położne w szpitalu mówiły, że z małą wszystko jest dobrze. Wszystkie wyniki ma książkowe i należy się cieszyć, a nie denerwować. Podczas problemów z karmieniem wskazały, że mała super chwyta pierś, więc muszę się tylko nauczyć podstawiać dziecko do piersi. To spowodowało, że zaczęłam siebie obwiniać o to, że nie jestem w stanie nakarmić własnego dziecka, że jestem złą mamą i płacz małej to wyłącznie moja wina.

Kuba: Na początku myślałem, że to tylko zmęczenie, że Marta jest bardzo osłabiona po porodzie i musi odpocząć. Uważałem, że skoro śpi cały czas, to pewnie się zregeneruje. Po paru dniach, kiedy nie chciała karmić małej, odpowiadając przy tym zdawkowo lub agresywnie na moje pytania, zacząłem się niepokoić, choć przyznaję, że i gotowało się we mnie, byłem zły.

Gdy zauważyliśmy, że żona ma urojenia (o których na początku nie wiedzieliśmy, bo skąd?), to atmosfera w domu zrobiła się bardziej napięta. Tchnęło mnie, że to może hormony, więc pojechaliśmy do szpitala, żeby zbadali Martę, ale wszystko było w porządku. Niestety, ale nawet wykwalifikowany i wykształcony personel medyczny, który nas zna, nie wiedział, co się dzieje. Pomyślałem, że może to coś związanego zaburzeniami psychicznymi, i zgłosiłem się do Fundacji. Tam udzielono mi odpowiedzi i pomocy. Poród zakończył się w środę 12 stycznia, a to, że potrzebujemy pomocy psychologa, zrozumiałem 23/24 stycznia.

Czy to prawda, że w depresji poporodowej może pojawić się przekonanie, że jest się niewystarczającą matką, że się zawiodło? Jakie temu towarzyszą emocje, co było u Ciebie, Marta, dominujące?

Marta: U nas dokładnie tak było. Płakałam razem z małą. Bardzo to bolało. Bałam się o nią i obwiniałam się, że wszystko to tylko moja wina. W głowie dominowały myśli, że mam idealną córeczkę, a problem tkwi we mnie. W tym, że nie mogę jej uspokoić, gdy płacze, ani nakarmić, mimo że bardzo tego pragnęłam.

W domu pojawia się mały, wymagający człowiek. Z jednej strony bardzo chcesz dać z siebie wszystko, by właściwie zorganizować jemu i Wam życie, a z drugiej pojawia się huśtawka nastrojów, której nie da się opanować. Czy da się to w ogóle opisać, wytłumaczyć?

Marta: Właśnie tak się czułam. Całym sercem pragnęłam wyjść już ze szpitala. Przy każdym badaniu bardzo chciałam, żeby wszystko było dobrze, abyśmy mogły wrócić do domu i cieszyć się wspólnymi chwilami. Mała zanotowała odpowiedni spadek wagi po porodzie (który odrobiła), ominęła nas żółtaczka, więc w drugiej dobie po jej przyjściu na świat mogłyśmy wyjść ze szpitala. Wtedy pojawił się jeszcze większy lęk. Jak my sobie poradzimy sami w domu z noworodkiem?

Dlatego jak przyszło co do czego, to bardzo odwlekałam wyjście ze szpitala. Nie spieszyłam się z pakowaniem. Mimo że Kuba był pierwszym tatą, spośród tych, którzy przyszli odebrać swoje pociechy ze szpitala, to wyszliśmy z niego właśnie jako ostatni. Z jednej strony pragnęłam wrócić do domu, a z drugiej – bardzo się bałam, że sobie nie poradzimy. Zakładałam, że skoro już w szpitalu było ciężko, a tam byłam pod opieką lekarzy oraz położnych, to w domu na pewno nie damy sobie rady.

Dziś wiem, że właśnie te uczucia, moje zachowanie wskazywały na początki depresji poporodowej. Po powrocie do domu pragnęłam tylko pójść spać. Nie miałam siły ani ochoty na nic innego. Mogłam tak spać przez kolejne dni. Straciłam poczucie czasu, nie chciałam się z nikim kontaktować, dzielić się tą wspaniałą informacją, cieszyć się z innymi, że nasza córeczka jest na świecie.

To bardzo bolesne, ale nie miałam nawet ochoty ani potrzeby zajmować się córeczką. Wszystkie czynności przy małej robiłam po wielu prośbach Kuby. Zależało mi, by dał już spokój i żebym w końcu mogła pójść spać. Niechęć, aby zajmować się małą, wynikała z tego, że w głowie miałam myśli, że ona płacze właśnie przeze mnie. Sądziłam, że lepiej będzie, jak nie będę się nią zajmować, bo jeszcze zrobię jej krzywdę. Nie chciałam nawet przebywać w tym samym pokoju, bo wydawało mi się, że już przez samą moją obecność mała płacze.

Przez zmęczenie i przesypianie większości dnia zatraciłam poczucie czasu. Ciężko było mi odróżnić, czy coś się wydarzyło naprawdę, czy to tylko mi się śniło. Czułam się, jakbym żyła gdzieś obok i obserwowała to wszystko z boku. Strasznie żałuję tego czasu, kiedy nie było mnie przy małej i Kubie.

Kuba, a jak to wyglądało z Twojej perspektywy? Starałeś się pomagać, robić wszystko, by tylko odciążyć Martę; czy widziałeś, jak ona gaśnie, a Ty usuwałeś się w cień, by tylko jej nie dokładać?

Kuba: Starałem się, by pomagać na wszystkie możliwe sposoby. Wiedziałem, że wszystko wróci na dobre tory, ale do tego jest potrzebny czas i działanie leków. Lekarz psychiatra powiedział pewną bardzo ważną rzecz – w tej chwili komfort psychiczny Marty jest najważniejszy. Jeżeli żona chce coś robić, to robimy to razem, a jeśli nie chce, to mam jej do tego nie nakłaniać, tylko odciążać.

Czy depresja poporodowa coś zabiera, jak wygląda z nią codzienność?

Marta: To było okropne. Moim jedynym pragnieniem i potrzebą był sen. Mogłam przespać większość czasu. Nie myślałam wtedy w ogóle o małej. Na nic nie miałam ochoty. Bardzo denerwował mnie Kuba oraz najbliżsi, że ciągle czegoś ode mnie chcieli. Depresja poporodowa zabrała nam ten wspaniały czas razem we troje – możliwość cieszenia się z narodzin córeczki, obserwacji tego, jak rośnie.

 

Gdybym mogła, cofnęłabym czas, żeby być przy małej oraz Kubie. Wspierać się, dzielić się obowiązkami, wspólnie poznawać naszą córeczkę. Przez depresję tej możliwości pozbawiony był również Kuba oraz nasi najbliżsi. W tym czasie każdy martwił się o nas, zastanawiał się, jak można nam pomóc. Mam świadomość, jak dużo spadło na mojego męża. Oprócz opieki nad małą Kuba zajmował się również mną. Nie wspomnę o stresie, który przeżył, nie wiedząc na początku, co się ze mną dzieje. Wszyscy myśleli, że to zmęczenie, że się wyśpię i wszystko będzie normalnie. Jednak z dnia na dzień było coraz gorzej.

Kuba: To trudne pytanie… Uwzględniając cały ten okres „nieobecności” Marty, uważam, że jedyne, co zabrała nam depresja, to drogocenny czas. Jednak dalej mam wspaniałą żonę, którą kocham, mam cudowną córeczkę, którą oboje uwielbiamy.

Na pewno codzienność z depresją nie jest łatwa, ale świadomość, że można ją leczyć, daje potężnego pozytywnego kopa. Jest się czasem zmęczonym, ale z drugiej strony wiesz, że nie zawsze tak będzie.

Istnieje społeczne przeświadczenie, że osoby z depresją poporodową nie kochają swojego dziecka, tymczasem może chodzić o zupełnie odwrotną sytuację. Czy potrafisz opowiedzieć o swoich emocjach i uczuciach?

Marta: To był strach o małą i myśli, że jestem złą mamą. To one wywoływały przekonanie, że inni zajmą się lepiej moją córeczką, skoro mała przy mnie tylko płacze. Ciągle miałam w głowie myśl, że z moją córeczką wszystko jest dobrze i to tylko moja wina, że nie potrafię zająć się własnym dzieckiem.

Rzeczywiście komuś obok wydaje się, że takie osoby nie kochają własnych dzieci. Tymczasem ja kocham małą całym swoim sercem. Płakałam razem z nią w szpitalu, gdy nie byłam w stanie jej pomóc. Płakałam z bezsilności. To właśnie współpraca ze specjalistami z zakresu depresji poporodowej oraz miłość do dziecka spowodowały, że wszystko zaczęło wracać do normy.

Nie zapomnę słów Kuby, kiedy pewnego dnia leżeliśmy razem w trójkę: Widzisz, jak mała wodzi za tobą wzrokiem, poznaje cię. Wtedy wszystko we mnie pękło. Płakałam, ale był to płacz ze szczęścia. Mimo tego, że nie byłam obecna w życiu córki tak, jak tego pragnęłam, nie poświęcałam jej dużo czasu oraz uwagi, to ona tak doskonale mnie znała, chciała być przy mnie. Wtedy zdałam sobie sprawę, że to wszystko było w mojej głowie. Ten cały lęk i strach.

Kiedy zrozumieliście, że to nie jest baby blues, że należy szukać pomocy?

Marta: Ja niestety dowiedziałam się dopiero po fakcie, jak już leki zaczęły działać. Na początku czułam bardzo duże zmęczenie i lęk. Z biegiem dni to się pogłębiało. Nie miałam ochoty na nic, w szczególności na opiekę nad małą. Przestałam rozmawiać z rodziną, znajomymi, nie odpisywałam na wiadomości, nie odbierałam telefonów. Doszło do tego, że nie byłam świadoma, czy to, co robię, dzieje się naprawdę, czy mi się to śni. Czułam się trochę tak, jakbym oglądała film ze swojego życia i żyła gdzieś obok.

Na szczęście po szybkiej reakcji Kuby i rodziny wszystko wróciło na właściwe tory. Pomógł nam w tym psycholog, psychiatra i leki. Teraz jest już jak dawniej. Po naszych doświadczeniach wiem, jak ważna jest szybka reakcja i pomoc osobie, która zmaga się z depresją poporodową. To żaden wstyd; szkoda, że nie mówi się o tym głośno.

To nadal temat tabu, ale naprawdę z depresją poporodową zmaga się wiele osób. Nie bójcie się prosić o pomoc i korzystać z pomocy specjalistów. Niezwykle ważna jest w takich chwilach opieka osób bliskich oraz wsparcie psychologa, psychiatry. Kluczowy jest czas.

 

Czy depresja zrewidowała Wasze życie, oczekiwania?

Marta: Mimo że jesteśmy ze sobą 10 lat, to cała ta sytuacja zbliżyła nas do siebie jeszcze bardziej. Jestem Kubie niezmiernie wdzięczna za to, co zrobił. Musiał opiekować się nie tylko naszą córeczką, ale również mną. Wszystko było na jego głowie. Dziwnie się czułam, pytając ciągle Kubę, czy dobrze zajmuję się małą i co ona lubi. Teraz wiem, że razem możemy naprawdę wszystko. Jestem dumna z mojego męża, że nie chował głowy w piasek, tylko starał się, najlepiej jak umie, znaleźć przyczynę mojego zachowania i mi pomóc. Cieszę się również, że są takie miejsca jak Fundacja, które pomagają kobietom oraz ich rodzinom w tak trudnych chwilach. Dzięki jej pomocy Kuba nie został z tym problemem sam.

Kuba: Być może moja odpowiedź będzie oschła lub dziwna, ale wiąże się ona z tym, że jestem z rodziny lekarskiej. Dla mnie nic się nie zmieniło. Wiedziałem, że prędzej czy później Marta stanie na nogi. Moje uczucia do żony i podejście do naszego życia nie zostały zachwiane przez chorobę, na którą nie mamy wpływu.

Współczesne oczekiwania są niezwykle wysokie zarówno wobec matek, jak i ojców. Czy wobec tego uważacie, że okazywanie słabości jest mimo wszystko w porządku? Jaki przekaz chcielibyście zostawić dla mam i ojców, którzy być może właśnie stanęli twarzą w twarz z depresją?

Marta: Zgadzam się, że obecnie te oczekiwania są bardzo wysokie. Słabość? Moim zdaniem była to bezsilność, na którą nie miałam po prostu wpływu, to było niezależne ode mnie. Skumulowanie tych wszystkich emocji spowodowało to, że zwątpiłam w siebie, ale wiadomo, że każdy rodzic chce jak najlepiej dla swojego dziecka. Nie chce go skrzywdzić i kocha je bezgranicznie. Nie bójcie się prosić o pomoc męża, rodziny, przyjaciół. Podzielcie się obowiązkami, nie bierzcie wszystkiego na swoje barki.

Pojawienie się na świecie malucha wywraca życie do góry nogami. Chciałabym, aby temat depresji nie był tematem tabu. Zdajemy sobie sprawę, że informacji o tym, jak objawia się depresja poporodowa, jest niewiele. Nie mówi się również, jak postępować w takich sytuacjach. Właśnie dlatego zdecydowaliśmy się na tę rozmowę, aby osoby, które znajdą się w podobnej sytuacji, otrzymały odpowiedzi na pytania, które nas nurtowały.

Pamiętajcie – to nie Wasza wina. Tak po prostu może się zdarzyć, niezależnie od Was. Chciałabym również, aby każda z takich osób mogła liczyć na takie wsparcie, jakie my otrzymaliśmy od Fundacji. Jeszcze raz chciałabym podziękować Fundacji za to, co dla nas zrobiła. To naprawdę niesamowite miejsce, w którym czyni się tak wiele dobra.

Kuba: Czy depresja jest okazaniem słabości? Czy coś, na co nie ma się wpływu, może być słabością? Całe nasze życie jest pełne wzlotów i upadków. Uważam, że brak chęci rozwiązania problemu jest słabością.

Nie bójcie się depresji poporodowej i tego, że może ona dotknąć kogoś Wam bliskiego. Jeżeli ktokolwiek z Was spotka się z tą chorobą, to przede wszystkim zachowajcie spokój, poszukajcie pomocy psychologa lub psychiatry i rozpocznijcie leczenie. Ważne jest to, aby patrzeć na własną rodzinę, a nie na to, co powiedzą inni.