Pamiętam ten czas jakby to było wczoraj. Pomiędzy Wandzią a Ernestem było 10 tygodni różnicy. Razem z Nicolą cieszyłyśmy się z dwóch kresek na teście. Razem przeżywałyśmy pierwsze ciążowe dolegliwości. Nicola namawiała mnie do wspólnych zdjęć żebyśmy miały wspólną pamiątkę z czasu ciąży. To Nicola robiła mi wszystkie ważniejsze usg w ciąży. Przeżywałyśmy ten czas razem. Dokładnie pamiętam ten dzień, kiedy Nicola zadzwoniła do mnie ze szpitala powiedzieć, że za chwilę urodzi Ernesta. Nie wiedziałam co powiedzieć, mimo że wcześniejszy przebieg jej ciąży przygotował nas na to, że najgorsze może nadejść. Ja jednak nie byłam gotowa. Kompletnie nie wiedziałam co powiedzieć, co zrobić, jak się zachować. Wysłuchałam i powiedziałam, że jestem gdyby mnie potrzebowała. Bardzo bałam się naszego pierwszego spotkania po porodzie Ernesta. Czułam wyrzuty sumienia, że jestem w ciąży. Najchętniej schowałabym mój brzuch i unikała tematu. Pierwsze było niemożliwe, drugie uznałam za najlepszą opcję. Teraz z perspektywy czasu wiem, że niesłusznie. Nie powinnam udawać, że nic się nie stało. Nie powinnam unikać tego tematu. Ale wtedy bardzo bałam się takiej rozmowy. Tym bardziej, że moja ciąża rozwijała się prawidłowo. Pamiętam jak Nicola kilka dni po powrocie ze szpitala bawiła się z Rogerem i Nelą, śmiali się i tańczyli w deszczu. Patrzyłam na nich ciesząc się z tej chwili zapomnienia. Byłam szczęśliwa, że sobie radzi. Teraz wiem, że ona wtedy potrzebowała rozmowy, a nie zapomnienia. Nie chciałam jej jednak urazić, nie chciałam pogorszyć sytuacji rozmową o Erneście, o jej uczuciach. Ale czy taką sytuację można w ogóle pogorszyć? Teraz postąpiłabym zupełnie inaczej. Nie postępujcie jak ja wtedy. Bądźcie, ale też rozmawiajcie. Nie udawajcie, że tego dziecka nigdy nie było.

Gosia Sochacka