W tym artykule, chciałabym zwrócić się do pracowników ochrony zdrowia, którzy mają kontakt z kobietami oraz ich bliskimi, doświadczającymi straty.
Jednym z bardzo ważnych elementów przeżywania kryzysu związanego ze stratą, który może być również początkiem żałoby, jest kontakt z kadrą medyczną. Często są to pierwsze osoby, z którymi rozmawia kobieta będąc w tak trudnej i nowej dla siebie sytuacji. To, co pacjentki usłyszą od położnych czy lekarzy, nierzadko pozostaje z nimi do końca życia, pamiętają wyraźnie każde słowo, analizując je w swojej głowie wielokrotnie, doszukując się odpowiedzi na tak wiele pytań, które pozostawia po sobie strata. Dlatego to ważne, żebyśmy zdawali sobie sprawę, jak ogromny wpływ mają nasze komunikaty.
Wierzę, że za wieloma z tych zdań, nie kryją się złe intencje, że często położna czy lekarz próbuje znaleźć słowa pocieszenia, dobre rady, uznając, że to, co medycznie czy statystycznie prawdziwe, będzie też odpowiednim wsparciem w takim momencie, np.
– Będzie Pani miała następne dziecko.
– Płód był uszkodzony, więc to dobrze, że stało się to teraz, a nie później.
– Jest Pani jeszcze młoda, ma Pani szansę na niejedną zdrową ciążę.
Nawet jeżeli mamy poczucie, że to prawda, to nie jest prawda na teraz, na ten moment. To zdania, które kobieta sama być może kiedyś wypowie, ale na pewno nie powinna ich usłyszeć od nas. Musimy pamiętać, że rozmawiamy z osobą, która właśnie doświadcza być może jednego z trudniejszych w swoim życiu wydarzeń, żałoby – niezależnie od tego, na jakim etapie straciła ciążę, emocje, które temu towarzyszą bywają dokładnie takie same i nie możemy tego oceniać ani czegokolwiek zakładać. Wyobraźmy sobie, że taką samą rozmowę mielibyśmy przeprowadzić z kobietą, która kilka godzin wcześniej straciła męża.
Intuicyjnie rozumiemy, że takie komunikaty byłyby krzywdzące (mimo tego, że być może tak samo prawdziwe jak w sytuacji straty). Osoby doświadczające utraty ciąży, mogą przechodzić przez taki sam proces żałoby, jak osoby, które utraciły dorosłego członka rodziny.
Najważniejsze jest to, żebyśmy pamiętali, że będąc w takim kryzysie, nie potrzebujemy dobrych rad ani złotych myśli. Potrzebujemy zrozumienia i akceptacji. Być może wydaje nam się, że powinniśmy dać coś więcej, „zagadać” całą sytuację, ale tak naprawdę najważniejsze, co możemy zrobić, to znormalizować to, co przeżywa pacjentka. Dać poczucie, że to, co czuje, nie jest dziwne, nieadekwatne czy przesadzone. Emocje nie działają na guziki, nie możemy przewidzieć jakie doświadczenie w naszym życiu będzie tym najtrudniejszym. Wiele pacjentek, z którymi rozmawiam, jest zaskoczonych swoją reakcją na to, co przeżyły – w takich momentach, tym bardziej potrzebują usłyszeć, że nie ma nic nieodpowiedniego w tym, co i w jaki sposób przeżywają.
– Rozumiem, widzę, że jest Pani bardzo przykro.
– Ma Pani prawo czuć się w ten sposób.
– To zrozumiałe, że czuje się Pani przytłoczona i zagubiona.
– Czego w tej chwili Pani potrzebuje?
Towarzysząc komuś w dużych emocjach, naszym zadaniem jest danie poczucia bezpieczeństwa i zrozumienia, a nie „naprawianie” czy odebranie emocji, które ten ktoś odczuwa. To zadanie, które nie jest łatwe i jak każda umiejętność, wymaga ćwiczeń. Warto skupić się na tym, żeby w trakcie rozmowy z pacjentką aktywnie i świadomie wybierać odpowiednie komunikaty i sprawdzać czy to, co mówimy skupia się na pacjentce, czy jest naszymi oczekiwaniami i tym, co „wydaje się” odpowiednie. Często mniej, oznacza więcej i zobaczenie, co naprawdę odczuwa człowiek z którym rozmawiamy, bez oceniania, stawiania tez, czy szukania emocjonalnych rozwiązań, jest najpiękniejszym co możemy dać.