Przeżyłam w życiu wiele trudnych sytuacji i kryzysów. Podejmowałam arcytrudne decyzje nie raz bardzo ryzykując. Szczęśliwie jednak los zawsze wynagradzał mi moją życiową odwagę w podejmowaniu własnych decyzji wolnych od cudzych opinii i sądów. Nie mniej jednak nie raz myślałam sobie: Co ze mną nie tak? Gdzie popełniam błąd? Dlaczego nie mogę zaznać szczęścia w podstawowych aspektach życia? Czy jestem głupia, pechowa, wadliwa? Dlaczego inni mają lepiej?

Mimo tych mocnych życiowych lekcji los zaoszczędził mi przeżycia jednego doświadczenia. Nigdy nie poroniłam i nie straciłam dziecka. Nigdy nie doświadczyłam osobiście tej tragedii, tych rozdzierających serce emocji, rozpaczy, smutku, złości, poczucia winy i lęku. Pamiętam, że kiedy byłam sporo młodsza i moje pokolenie było na etapie ślubów, ciąż, porodów, podejmowania decyzji czy decydujemy się na kolejne dziecko, otaczało mnie bardzo wiele kobiet, które doświadczały straty, najczęściej w postaci utraty ciąży na wczesnym jej etapie. Tych kobiet było tak dużo, że miałam wrażenie, że ja jestem w mniejszości. Tak, mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że większość kobiet, które znam, na swej drodze do wymarzonego macierzyństwa, przeżyły co najmniej jedno poronienie. Piszę o tym, by dać wyraz temu, jak częste jest to zjawisko i jak bardzo w tym kontekście absurdalnym wydaje się fakt, że temat utraty ciąży jest wciąż tematem TABU. Z drugiej zaś strony chcę wyraźnie i dobitnie podkreślić, że ta wysoka częstotliwość w żadnym wypadku nie jest ani dla tych kobiet „pocieszająca”, ani nie zmniejsza siły ich cierpienia.

Kiedy przygotowywałam się do napisania tego artykułu, zaczęłam od szukania jakichś badań naukowych dotykających aspektu psychoseksualnego u kobiet po stracie. Oprócz dwóch artykułów naukowych nie znalazłam nic, co mogłoby mi z jakiejkolwiek strony bardziej ten temat przybliżyć. Poprosiłam zatem kobiety, żeby zechciały podzielić się ze mną swoimi opowieściami i przeżyciami. Ilość otrzymanych wiadomości przeszła moje oczekiwanie. Moje konto na Facebooku i Instagramie liczy zaledwie kilkaset obserwujących! Po raz kolejny odczułam, jak częste jest to zjawisko i zarazem, jak wielka jest w tych kobietach potrzeba, aby się tym dzielić i o tym mówić. Czytałam te wiadomości i e-maile, raz płacząc, raz uśmiechając się i czułam, jak rośnie we mnie złość. Złość, że pozwalamy na to, by ten temat tak spłycać i lekceważyć sprowadzając wszystko do czysto biologicznej selekcji, zgodnie z którą, wygrywa zdrowy i silny i że pozwalamy, by kierowały nami krzywdzące stereotypy. Jestem poruszona tym, że utrata ciąży na początkowym jej etapie, to w społecznym odbiorze ZUPEŁNIE coś innego niż utrata ciąży wyższej, urodzenie martwego dzieciątka czy jego śmierć tuż po porodzie. Głośno i wyraźnie chcę powiedzieć, że to nie jest coś innego! Dla tej Mamy nie ma to znaczenia i kompletnie nie wpływa na siłę i intensywność jej przeżyć. Wysokość ciąży nie jest wprost proporcjonalna do skali rozpaczy odczuwanej po jej utracie! Dajmy wszystkim Mamom prawo do tych samych przeżyć. Oczywiście, że każda kobieta jest inna, każda historia jest inna, ale kiedy analizujemy konsekwencje psychoseksualne po stracie dziecka, to widzimy wiele elementów, które się w tych historiach powtarzają. Co to znaczy strata dziecka w kontekście tego artykułu? O jakich kobietach piszę? Strata dziecka to jest utrata ciąży (bez znaczenia, w którym momencie), urodzenie martwego dzieciątka lub jego śmierć zaraz po porodzie.

Początkowo miałam skoncentrować się tylko na aspektach psychoseksualnych po stracie, ale to będzie tematem kolejnego artykułu. Nie mogę bowiem nie poruszyć tego, co jest esencją, czyli społecznej reakcji w sytuacji, kiedy ludzie spotykają kobietę po stracie. Chciałabym wierzyć, że te dziwaczne reakcje, sztuczne milczenie, drętwe pocieszanie wynika z niewiedzy, jak się zachować i co powiedzieć, ale z pewnością nie jest to jedyny powód.

Czy wiesz, że kobieta po stracie nie nazywa siebie mamą?

Zarówno w społecznym odbiorze, jak i w ramach „praw”, które nadają sobie same kobiety, mama to osoba będąca rodzicem żyjącego dziecka. Szokujące! Prawidłowa definicja słowa mama mówi przecież wyraźnie, że mama to rodzic dziecka. Psycholożka, psychoonkolożka z Hospicjum „Pomorze Dzieciom” Kamila Bubrowiecka napisała pod moim postem jasno: Kobiety mają takie samo prawo do mówienia o sobie Mama, niezależnie od tego, czy ich dziecko żyje, czy zmarło w wieku kilkudziesięciu lat, podczas porodu czy jeszcze w trakcie ciąży. To samo dotyczy Ojców. Dodaje również: Każda z tych spotkanych przez mnie Kobiet, potrzebowała w pierwszej kolejności uznania, że jest Człowiekiem, że ma prawo wyboru, że nie umniejsza ani jej człowieczeństwu, ani jej kobiecości to, co się jej w życiu przydarza.

Myślę, że dopiero gdy rozdzielimy:
– Jestem Człowiekiem,
– Jestem Kobietą,
– Mogę zostać Mamą,
można celebrować bycie Mamą albo opłakać brak takiej możliwości.

W tych niezwykle mądrych słowach kryje się cała prawda. Każda z nas jest Człowiekiem, jest Kobietą – z dziećmi lub bez dzieci. Nie ma wartościowania.

Czy wiesz, że kobieta po stracie bardzo obawia się społecznej reakcji na to, co ją spotkało?

Z całą pewnością łatwiej jest pod tym względem kobietom mieszkającym w dużych miastach, ale przecież wiele z nas mieszka w mniejszych miejscowościach lub na wsi. Te małe, lokalne środowiska potrafią być bezwzględne w ocenianiu lub zaspokajaniu ciekawości, ale nie tylko one. Nie rzadko taką mikro społecznością, która potrafi nieźle dopiec, bywa rodzina, ta najbliższa i ta dalsza. Przecież wszyscy wiedzą, jak powinna funkcjonować współczesna kobieta. Powinna zdobyć wykształcenie, pracować zawodowo z sukcesami, następnie wyjść za mąż, urodzić dzieci i sprawnie godzić dalsze sukcesy zawodowe z dbaniem o rodzinę i pielęgnowaniem macierzyństwa. Ten stereotyp tak zawładnął społeczeństwem, że ludzie pozostają ślepi i głusi na fakt, że jest to nie dość, że krzywdzące, to wcale nie obowiązujące. Ludzie mają różne pragnienia i ograniczenia, a każdy ma niezbywalne prawo do życia według swoich zasad, reguł, pragnień i możliwości.

Jedna z was napisała: Przez miesiąc nie wychodziłam z domu… ze strachu przed ludźmi. Mieszkam w małej miejscowości i taki newsy to pokarm dla mieszkańców. Bałam się pytań, pouczeń, kolejnych złotych rad jak mam żyć i funkcjonować, więc wolałam poczekać, aż wszystko ucichnie i znajdą sobie nowy temat do rozmów. Społeczeństwo potrafi okrutnie podkreślać tradycyjną rolę kobiety, czy małżeństwa. Nieważne, jakie jest to małżeństwo, jak wychowują dzieci, czy je kochają miłością bezpieczną i mądrą, to jest nie ważne. Liczy się schemat, stereotyp wspomniany wyżej. Mało tego, ten schemat jest nam wpajany jako coś pewnego; tak ma być i tak będzie. Tymczasem w życiu bywa różnie, pojawia się szok i pytanie: Jak to nie mogę mieć dzieci? Miało być inaczej, normalnie, to było przecież takie oczywiste.

Jednak wcale to nie jest pewne i oczywiste. Kiedy rozmawiamy z młodą dziewczyną, mówimy nie raz: Kiedy będziesz starsza, kiedy dorośniesz na pewno wyjdziesz za mąż i będziesz miała dzieci, bo to wielkie szczęście mieć rodzinę i dzieci. Nikt nie dodaje: Jeśli wybierzesz inną drogę i nie wyjdziesz za mąż lub nie będziesz miała dzieci, bo czasami tak się zdarza, że jest to niemożliwie, to również będziesz szczęśliwa i będziesz mieć fajne życie. Bo są różne drogi do szczęścia!
Tymczasem wiele kobiet wstydzi się tego, że nie mają dzieci, mówią: Mam wrażenie, że jestem źle postrzegana. Prawie dwa lata po ślubie i nie ma dzieci? Nie lubię spotykać kogoś, kto był na naszym ślubie, czuję się wtedy dziwnie. Chyba wstydzę się tego, że nie mamy jeszcze dzieci. Wstydzą się, bo nie spełniły społecznych oczekiwań, społecznego obowiązku – czy to nie brzmi strasznie?

Czy wiesz, że kobiety po stracie nie chcą i nie potrzebują współczucia i litości?

To wszechobecne współczucie wszystkich i wszędzie! Dla mnie to było dołujące i wiem, że kobiety w takiej sytuacji potrzebują wsparcia, a nie współczucia. Potrzebują rzeczowej i normalnej rozmowy. Inna Kobieta napisała: Widziałam, że każdy się nade mną lituje, że nie wiedzą, jak ze mną rozmawiać i czy w ogóle rozmawiać. Dopiero kiedy moja przyjaciółka powiedziała reszcie, żeby zachowywali się przy mnie normalnie – polepszyło się. Nie chcą również pocieszania zwłaszcza za pomocą argumentów: To nie było jeszcze dziecko. Będziecie mieć następne. Dużo ludzi ma takie problemy lub inni mają gorzej. Ludzie nie wiedzą, jak się zachować i co powiedzieć.
Jedna z Mam po stracie powiedziała: Wie pani, mnie było głupio, że ja moją sytuacją wprowadzam kogoś w stan skrępowania. Jednym słowem mnie było głupio, że komuś jest głupio. Nie jest również prawdą, że kobiety po stracie unikają tematu za wszelką cenę, że nie chcą o tym rozmawiać. To nie jest żadną regułą. Warto Ją o to zapytać. Warto również zapytać, jak się czuje, jak sobie radzi, czy czegoś potrzebuje.

Warto zapewnić, że jesteśmy w pobliżu i że może na nas liczyć. Na wspólny czas, rozmowę, spacer, albo nawet wspólne milczenie. Tak po prostu, naturalnie z ciepłem i uśmiechem.

Czy wiesz, że to wszystko, co przeczytałaś/eś może dotyczyć twojej córki, synowej, siostry, przyjaciółki?

Mam córkę i syna. Są na progu dorosłego życia. Nie wiem, jak potoczy się ich życie, jakich będą dokonywać wyborów i jakie los szykuje im niespodzianki. Jednak jako ich mama wiem z całą pewnością, że pragnę dla nich jednego, żeby byli szczęśliwi. Nie wyobrażam sobie, że na drodze do szczęścia mogą im stanąć krzywdzące i głupie społeczne schematy i stereotypy.
Temat straty jest wciąż tematem tabu, to nie pomaga. Zacznijmy o tym rozmawiać. Delikatnie, ale bez skrępowania, z ciekawością, ale bez wścibstwa, z otwartością, ale bez oceniania.

Ela Garlacz-Janicka
Terapia Relacji
seksuolożka, terapeutka par

Informacje zawarte w artykule są aktualne na dzień jego publikacji 14.08.2020 r.