Trudny początek nowej drogi

Nasz świat zawalił się 25 stycznia o 7.03, o 7.04 zaczął budować się na nowo. Tego dnia urodził się nasz Tadeusz. Mimo, że spędziłam w szpitalu kilka długich tygodni, próbując zatrzymać Pana pospieszalskiego, jego przyjście na świat było dla nas szokiem. Tadeusz urodził się w 25 tygodniu ciąży, spędził w szpitalu ponad trzy miesiące.

Od początku ciąży czułam, ze Tadek będzie wcześniakiem. Nie wiem jak to wyjaśnić, poprostu byłam tego pewna. Nie myliłam się.
Tadek miał już swój plan na ewakuację. Realizację swojego planu zaczął bardzo wcześnie. Około 16 tygodnia ciąży zaczęły się skurcze.
Wiele razy lekarze „zatrzymywali” uciekiniera farmakologicznie. W końcu sytuacja stała się na tyle poważna, że szpital stał się moim domem na wiele tygodni.
Każdego dnia umierałam ze strachu o jego życie. Z całych sił chciałam przyspieszyć czas, zasnąć i obudzić się za 15 tygodni.
Leżałam w sali dwuosobowej. Moje sąsiadki zmieniały się co 2 dni. Z powodu braku wolnych miejsc, do mojej sali przydzielano Panie oczekujące na przyjęcie do porodu. To było bardzo trudne doświadczenie zarówno dla mnie jak i dla mam, które nie mogły w pełni cieszyć się z narodzin zdrowego maluszka.

Długie zimowe dni wydawały się być wiecznością. Każdy dzień wyglądał tak samo, obchód, badania, leki. Wieczory były szczególnie trudne. Na oddziale zapadała cisza, Tadeusz zaczynał swoje harce, a ja z zegarkiem w ręku odliczałam częstotliwość skurczy. Każdy moj ruch sprawiał, ze skurcze się wzmacniały.
Trakt porodowy znam doskonale. Wiele wieczorów kończyło na „porodówce”. Poranki przynosiły ulgę, Tadeusz się uspokajał a ja wracałam na oddział patologii ciąży walczyć o kolejne dni.
24 stycznia Tadzik jak co wieczór zaczął swoje harce. To była moja ostatnia wizyta na trakcie porodowym.
Tadeusz urodził się 25 stycznia o 7.03

Najtrudniejsze były pierwsze tygodnie. Pierwsza wizyta na oddziale intensywnej terapii noworodka, widok sprzętów, rurek, lekarzy… Tadeusz walczył o życie, a my nie mogliśmy dla niego nic zrobić.
Najgorsza była bezradność. Każdego dnia z samego rana przyjeżdżaliśmy do szpitala, wychodziliśmy późnym wieczorem.
Tadek walczył, a my nie mogliśmy go przytulić, dotknąć. Jedynie śpiew taty sprawiał, że Tadzio przestawał płakać.

Z każdym dniem było troszkę łatwiej, poznawaliśmy innych rodziców wcześniaków, lekarzy, panie pielęgniarki. Wszyscy byliśmy jedną wielką rodziną. Wspieraliśmy się w tych trudnych chwilach.
Droga do wyjścia ze szpitala była bardzo długa i wyboista. Robiliśmy krok w przód i dwa kroki w tył. Każdy mały krok był dla nas ogromnym szczęściem. Pamiętam dzień w którym zobaczyłam twarz Tadzika bez maski wspomagającej oddech. To był najcudowniejszy widok na świecie. Tadeusz oddychał już samodzielnie!!

Nie wybiegaliśmy myślami daleko, cieszyliśmy się z każdego dobrego dnia. Nie pytaliśmy lekarzy o wyjście ze szpitala.
Bycie rodzicem wcześniaka to trudna, ale niesamowita droga. Uczy ogromnej cierpliwości i wdzięczności życia.

Tadeusz niebawem będzie miał swoje 2 urodziny. Jest cudownym, wesołym i pewnym energii chłopcem.
Pokonał wielu wrogów między innymi dysplazję oskrzelowo płucną, wylewy dokomorowe, retinopatię wczesniaczą, niedokrwistość, infekcje, problemy trawienne, uwięźniętą przepuklinę pachwinową, drożny przewód tętniczy.
Jesteśmy pod stałą opieką specjalistów, ale wszystko wskazuje na to, że z wcześniactwa wyszliśmy obronną ręka.

Kochane wcześniaki, kochani rodzice małych wojowników, z całego serca życzę Wam siły, wytrwałości i dużo cierpliwości . Życzę Wam aby wcześniactwo pozostało jedynie wspomnieniem.

Angelika Krygowska

Informacje zawarte w artykule są aktualne na dzień jego publikacji 17.11.2019 r.

Share this article

Zostaw komentarz